Subscribe:

niedziela, 29 września 2013

Hellas Werona - Livorno 2:1

Hellas Werona

29.09.2013 SERIE A 2013/2014
Hellas Werona - Livorno 2:1

Ze Stadio Marc'Antonio Bentegodi korzystają obydwa kluby z Werony, z których większe sukcesy jak dotąd odnosili gospodarze niedzielnego spotkania (mistrzostwo Włoch w sezonie 1984/85). Obiekt nie jest nowy, ale wszystkie sektory są zadaszone, co ze względu na deszczową pogodę towarzyszącą zawodowm przez cały czas, bardzo się przydało.
Kibice stawili się dość licznie (ok. 21 tysięcy) uzbrojeni w liczne flagi i transparenty, ale znaczna część trybun świeciła pustkami. Z Livorno przyjechała kilkunastoosobowa grupka fanów, których praktycznie nie było slychać. Też przywieźli parę flag.
Oczy wiekszości kibiców skierowane były na największa gwiazdę Hellas, czyli Lukę Toniego. Nigdy pewnie nie zrozumiem, jak to dwumetrowe krówsko zdołało przekonać do siebie trenerów tak licznych klubów – we Włoszech trudno wymienić te, w których facet nie grał. Po dwóch sezonach w Bayernie odesłano go do II-giej drużyny wojażującej po boiskach trzeciej bundesligi. Cechą charakterystyczną gry tego osobnika jest to, że po ewentualnym przyjęciu piłki (a nie jest technicznym wirtuozem) toczy heroiczny bój ze stojącym za nim obrońcą, po czym podaje piłkę (najczęściej do tyłu) padając na murawę – dzięki czemu wyrobił sobie markę wojownika, jednego z tych, co to na boisku zostawiaja płuca, nerki, a jak trzeba, to inne organy też. O szybkosci czy przyspieszeniu, którym dysponuje Luca Toni taktownie nie wspomnę, żeby się nie znęcać – w końcu to nie za moje pieniądze biega sobie po boiskach Serie A mimo swoich 35-ciu lat.
Livorno zaskoczyło mnie brakiem znanych nazwisk w składzie, ale przede wszystkim poukładaną grą – wyglądało na to, że goście przyjechali do Werony obwąchać teren i jak się da – skosić całą pulę. Dość powiedzieć, że po pierwszej połowie powinni prowadzić 3:1, ale natrafili na wyśmienicie dysponowanego tego dnia bramkarza Hellas, Rafaela, który parokrotnie wyciągal piłkę w sytuacjach wręcz nieprawdopodobnych. Oba zespoły schodziły więc do szatni po pierwszych 45-ciu minutach przy stanie 1:1 i wiele wskazywało na to, ze Livorno zrealizuje swój wyżej opisany cel i pójdzie za ciosem. Niestety, z jakichś względów, zamiast kuć żelazo póki gorące, goście wyszli po przerwie na boisko żeby bronić remisu. Futbol jest wyjątkowo mściwy w takich przypadkach i po dość problematycznym karnym (dwumetrowe cielsko bohatera wcześniejszego akapitu) wywaliło się w polu karnym na tyle efektownie, że sędzia wskazał wapno.
Po meczu urządziłem sobie prywatne zawody sportowe. W strugach deszczu pobiegłem do samochodu zaparkowanego kilkaset metrow od stadionu.

niedziela, 22 września 2013

AS Roma - Lazio Rzym 2:0

AS Roma

22.09.2013 SERIE A 2013/2014
AS Roma - Lazio Rzym 2:0

Na parę godzin przed rozpoczęciem meczu w Wiecznym Mieście, nie było czuć żadnego napięcia, zwykle towarzyszącegp potyczkom derbowym. W centrum miasta tu i ówdzie można było natknąć się na ślady bytności zastępów kibicowskich Legii Warszawa - naklejki z "L-ką" na słupach sygnalizacji swietlnej oraz walające się po chodnikach puszki po piwie "Królewskie" niezbicie świadczyły o meczu z Lazio w ramach Ligi Europy, na kilka dni przed derbami Rzymu. Parafrazujac tekst z kultowej "Seksmisji": nasi tu byli.
Taksówkarz, który zabrał nas z Placu Świętego Piotra na stadion bez ogródek spytał, której drużynie kibicujemy i było jasne, że jeśli nie padnie odpowiedź "AS Roma", wyprosi nas z pojazdu. Policja okazała się być łaskawa dla taksówek, dotarliśmy w pobliże Stadio Olimpico mimo licznych blokad ustawionych po drodze. Na bramce pieczołowicie sprawdzono bilet wraz z dokumentem tożsamości, po czym można się było udać na swój sektor. Jedno z pierwszych spostrzeżeń: dziesiątki, jeśli nie setki ludzi ubranych w koszulki Romy z nazwiskiem Tottiego na plecach. Okazało się to prorocze - kapitan gospodarzy był wybijąjacą się postacią niedzielnego pojedynku, za co został nagrodzony standing ovation przez rzymską publiczność, gdy na kilka minut przed zakończeniem meczu (z pewnością zabieg celowy) opuszczał murawę. 
Tłum na stadionie gromadził się powoli, w sektorach VIPowskich urodziwe dziewczęta (patrz zdjęcia) sprawnie kierowały ruchem kibiców. Mimo zapowiadanego kompletu widzów, rzeczywista frekwencja wyniosła ok. 55 tysięcy, a więc kilkanaście tysięcy miejsc pozostało wolnych. Tuż przed pierwszym gwizdkiem sędziego strażacy zaczęli polewać wodą bieżnię za obydwoma bramkami - okazało się, że ze wględów prewencyjnych: w trakcie meczu o wiele łatwiej było gasić race rzucane z trybun przez fanów obydwu zespołów. 
Pierwsza połowa przyniosła rozczarowanie. Gospodarzom nie bardzo się chciało, a Lazio, które na wspomniany mecz z Legią wystawiło rzekomo rezerwowy skład by oszczędzić siły kluczowych graczy na derby, kompletnie zawiodło. Osamotniony z przodu Klose zupełnie sobie nie pograł, a druga linia zespołu praktycznie nie istniała. Pod koniec pierwszej połowy zaczęło wiać nudą. Na szczęście dla widowiska, a przede wszystkim dla drużyny gospodarzy, w 51. minucie na boisko wszedł Ljajić, który diametralnie odmienił oblicze Romy. To właśnie Serb wespół z przeżywającym drugą młodość Tottim, plus szarżujący prawą stroną boiska Maicon, przesądzili o końcowym wyniku meczu. Ukoronowaniem dobrej gry Ljajicia była bramka na 2:0, którą zdobył karnego w doliczonym czasie gry.
Fanom Lazio na osłodę pozostała jedynie efektowna aranżacja z początku meczu - na swój sektor zaczęli dynamicznie wchodzić dopiero w pierwszych minutach pojedynku, aby tym bardziej dobitnie zaznaczyć swoją obecność. Po meczu nagrodzili swoich pupili brawami za ambicję - kolejna szansa na udowodnienie swojej wyższości na boisku juz wiosną, zresztą na tym samym stadionie.