Subscribe:

środa, 2 maja 2012

Lokomotiv Moskwa - CSKA Moskwa 0:3

Lokomotiv Moskwa

02.05.2012 PREMIER LEAGUE 2011/2012
Lokomotiv Moskwa - CSKA Moskwa 0:3

Pani w hotelowej recepcji przestraszyła nas kapkę w dniu meczu, mówiąc, że "może jeszcze jakieś bilety zostały". Obawy okazały się płonne, bilety do wyboru i koloru, w środowy wieczór pojawiło się na derbach Moskwy ok. 15 tysięcy widzów, czyli połowa stadionu. Warto wspomnieć, że nie były to jedyne derby rozgrywane w Moskwie w tym dniu: w spotkaniu Spartaka z Dinamem padł remis 1:1.
Oprawa meczu w zachodnim stylu: cheerliderki, duża "sektorówka" z wizerunkiem lokomotywy, wejście drużyn na boisko przy akompaniamencie "Enter Sandman" Metalliki, hymn państwowy z tekstem na telebimie, rywalizujące ze sobą na trybunach grupy kibicowskie obu drużyn - to wszystko na duży plus. Zdecydowanie dużym minusem było zachowanie "nieszalikowców", przynajmniej w naszym sektorze: towarzystwo schodziło się do mniej więcej 25. minuty meczu, hałaśliwie szukając swoich miejsc. Ciągła migracja między sektorem a (jak się można domyślać) toaletą lub punktami gastronomicznymi mogła doprowadzić do szału, bo powstało wrażenie, że delikwenci nie przyszli obejrzeć mecz, a tylko pospacerować po stadionie, zjeść kiełbaskę i napić się herbaty (vnimanye: pradazha alkohola zapreschnena).
Na przebieg meczu miała kluczowy wpływ sytuacja z 7. minuty. Za faul w polu karnym Lokomotiv poniósł stratę podwójną: w postaci bramki z karnego oraz usuniętego z boiska da Costy, któremu, między nami kibicami, sędzia mógł spokojnie pokazać żółtą a nie czerwoną kartkę. Od tej pory CSKA mądrze kontrolowało grę, a gospodarze tak na dobrą sprawę nie stworzyli ani jednej klarownej sytuacji do srzelenia bramki przez cały mecz.
Błysnął talentem Serb Tosic, strzelec dwóch bramek po przerwie, ewidentnie ulubieniec kibiców CSKA. Ma za sobą występy zarówno w lidze serbskiej (Partizan) jak i angielskiej Premier League (Manchester United - w sumie 15 minut w 2-ch spotkaniach) oraz bundeslidze (FC Koeln). Sądząc po statystykach, odżył piłkarsko właśnie w Moskwie.
Z kolei kapitan Żeleznodorożnych, niejaki Głuszakow, prosił się sędziego o czerwoną kartkę całe spotkanie, co chwila demonstrując swoje niezadowolenie z decyzji arbitra, albo po prostu głupio faulując. Zacząłem już przyjmować zakłady na czerwoną, ale w sumie skończyło się na żółtej kartce, pokazanej zawodnikowi w  32. minucie.
Po trzeciej bramce wpadło na murawę dwóch kiboli drużyny gości, którzy spokojnie przebiegli całe boisko, pogratulowali swojemu bramkarzowi, po czym wrócili  na trybunę,  wprawiając w dobry nastrój całą widownię (burza braw) oraz w spore zakłopotanie służby porządkowe, które postanowiły wszcząć pościg za intruzami po dobrych kilku minutach, a w związku z tym zupełnie bezskutecznie.
Po zakończeniu spotkania policja i oddziały Omonu ustawiły szpaler od bram stadionu aż po samą stację metra (czyli kilkaset metrów), tak więc o żadnych ekscesach nie było mowy i w zupelnym spokoju dotarliśmy do centrum stolicy Federacji Rosyjskiej, przygotowującej się w pocie czoła do hucznych obchodów Dnia Zwycięstwa - na tydzień przed nim zamknięto Plac Czerwony dla zwiedzających, żeby w spokoju ustawić tam dużą scenę.