Subscribe:

sobota, 28 kwietnia 2012

Grasshopper Zurych - FC Luzern 2:2

Grasshopper Club Zurych

28.04.2012 SUPER LEAGUE 2011/2012
Grasshopper Zurych - FC Luzern 2:2

Od pięciu lat GC rozgrywa swoje mecze gościnnie na stadionie lokalnych rywali, FC Zurych. Na Letzigrund odbywają się też dość znane mityngi lekkoatletyczne, stadion został przebudowany w 2008 roku na potrzeby turnieju ME. Stara arena GC (Hardturm) została zamknięta w 2007 roku, a następnie zrównana z ziemią. Nowy obiekt (Stadion Zurich) ma powstać wg jednych źródeł w 2015, wg innych w 2017 roku. 
Na meczu z FC Luzern pojawiło się niespełna 5 tysięcy widzów. Atmosfera dość majówkowa, wyczytywane z entuzjazmem przez spikera zawodów nazwiska piłkarzy nie robiły na nikim wrażenia, towarzystwo na tzw. Fan-Kurve (za przeproszeniem, rzecz jasna), dopiero się gromadziło i organizowało, bębniarz wystukiwał pierwsze takty. Na trybunach zasiadł również jeden oryginalny Pasikonik (na zdjęciu), pełniący zapewne społecznie rolę klubowej maskotki. Dzieci do lat 12-tu wchodzą na stadion bezpłatnie, ale tylko na wybrane sektory. Bilet zakupiłem na stronie lubu i - o dziwo - musiłem dopłacić 3.50 CHF ekstra za...samodzielne wydrukowanie tegoż. Do tej pory spotykałem się z zupełnie inną wyceną takiej działalności - "zrób to sam, a będzie taniej", w ostateczności bez wpływu na cenę. Nie omieszkam wspomnieć o tym przedstawicielowi administracji klubu, z którym wymieniłem kilka maili dotyczących rezerwacji miejsc dla nieletnich. Wspomniana dopłata to kuriozum w świetle treści apelu, dosyć łzawego, rozdawanego przed bramami stadionowymi w formie ulotki. Władze klubu proszą o wsparcie, zapewniają o nieugiętej woli wyprowadzenia klubu na prostą (sytuacja finansowa jest podobno nie do pozazdroszczenia), a w ramach szczodrobliwego gestu - ogłaszają obniżkę cen biletów na następny sezon. Logika podpowiada, że powinni raczej unikać karania internautów, a to właśnie nabywcy "twardych" biletów powinni dopłacić za obecność pani w budce, skoro nie płacą za papier i tusz do drukarki.
Pierwsza połowa nie pozostawiła złudzeń, która z drużyn jest wyżej w tabeli - Lucerna walczy o wicemistrzostwo kraju z YB Berno. Goście zdominowali grę, pewnie prowadząc 2:0 do przerwy. Podwyższenie wyniku wydawało się nieuniknione. Prawdą jednakże okazało się stare powiedzenie o tym, że "jak się nie chce wygrać 4:0, to się remisuje 2:2". Na drugą połowę gospodarze wyszli zupełnie odmienieni, wyrównali straty, a przy odrobinie szczęścia mogli nawet wygrać, gdyby jeden z napastników GC trafił w ostatmiej minucie z pięciu metrów w światło bramki. Bohaterem Pasikoników został zdobywca obydwu goli, 20-latek Steven Zuber (aż korci, żeby sprawdzić korzenie nazwiska i dawać go do kadry), który to młodzian, sądząc po fryzurze, numerze na koszulce i sposobie poruszania się po boisku, zapewne widział kiedyś w TV największego obecnie gwiazdora Realu Madryt. Opiekunem drużyny gości jest Murat Yakin, brat bardziej znanego Hakana - ten ostatni grał jeszcze jesienią "u brata", by na początku roku przenieść się do II-ligowej Bellinzony, zaliczając w ten sposób już siódmy szwajcarski klub w swojej karierze (Concordia, Basel, Grasshoppers, St.Gallen, Young Boys, Luzern). Oprócz tego występował w Galatasaray, VfB Stuttgart, PSG i katarskiej Al-Gharafie. Taki mały obieżyświat.

poniedziałek, 9 kwietnia 2012

ŁKS Łódź - Widzew Łódź 1:1

ŁKS Łódź

09.04.2012 EKSTRAKLASA 2011/2012
ŁKS Łódź - Widzew Łódź 1:1

Wcześniej na łódzkich derbach byłem na tyle dawno, że nawet nie pamiętam dokładnie kiedy. Można powiedzieć, że przez te kilkanaście lat świat się bardzo zmienił, ale stadion ŁKS-u (czy też bardziej precyzyjnie: MOSiR-u) nie zmienił się praktycznie wcale. No, może z tym wyjątkiem, że za dawnych czasów można było wchodzić na główną trybunę, bo wtedy jeszcze nie groziła zawaleniem. 
System tzw. Fankart to jedna wielka lipa - zamówiłem je przez internet, by potem ponad godzinę spędzić w kolejce do ich odbioru z przedpotopowej budki, mając przed sobą ledwie dziesięć osób. Przy wchodzeniu na stadion nie zainteresował się Fankartą nawet pies z kulawą nogą - uwagę porządkowych skupiał tylko bilet, który - jak się okazuje - można kupić na Fankartę Jimmiego Hendrixa, Nr PESEL 666.
Na wielkołódzkie derby stawiło się, wg spikera zawodów ok. 3900 (słownie: trzy tysiące dziewięćset) kibiców i nawet niewpuszczenie na stadion sympatyków Widzewa niewiele zmienia postać rzeczy. Wstyd.
Sam mecz to realizacja dawno temu wymyślonej taktyki "kopaj w przód, ja tam będę" w atmosferze niezłego dopingu, który zdecydowanie zbyt często stawał się skrajnie wulgarny, choć zaczepek tym razem nie było (patrz wyżej). Bohaterem spotkania został Marcin Kaczmarek, który sporo usłyszał o swoim prawdziwym imieniu, preferencjach seksualnych oraz, tradycyjnie już, rodzinie, z matką na czele.
Rywalizację "dziesiątek" w obydwu drużynach wygrał zdecydowanie Saganowski. Nie dość, że strzelił wyrównującą bramkę, to zaangażowaniem i umiejętnościami może niejednemu zaimponować. Czego nie da się powiedzieć o Matusiaku, który jest cieniem zawodnika z eliminacji do ME 2008. Na oko z 10 kilo starszy, niezwrotny, za to często machający rękami do sędziów i kolegów z drużyny.
Remis, choć sprawiedliwy, to porażka ŁKS-u, któremu punkty potrzebne są jak powietrze.

poniedziałek, 2 kwietnia 2012

Blackburn Rovers - Manchester United 0:2

Blackburn Rovers

02.04.2012 PREMIER LEAGUE 2011/2012
Blackburn Rovers - Manchester United 0:2

Na mecz zabrałem ze sobą czapkę MU, którą kupiłem na Old Trafford przed meczem z Boltonem. Założyłem ją tuż przed wejściem na stadion trochę dla zgrywy, trochę dla mojego angielskiego przyjaciela, który kibicuje United od ponad pięćdziesięciu lat. Tak - pięćdziesięciu, bo sam skończył w tym roku 67. Czapka nie uszła uwadze pracownika ochrony: "Komu Pan kibicuje?" - "MU" - "W takim razie powinien Pan nabyć bilet na inny sektor" - "OK, mam bilet w sektorze kibiców Blackburn" - "W takim razie proszę zdjąć czapkę". Zdjąłem bez słowa sprzeciwu, facet zaimponował mi spokojną i rzeczową argumentacją.
Na Ewood Park pojawiło się tego wieczoru ok. 7 tysięcy fanów Czerwonych Diabłów, którzy zajęli praktycznie całą trybunę za jedną z bramek i zupełnie zdominowali dopingiem gospodarzy.
Blackburn wyszło na murawę z prośbą o litość w oczach. O dziwo, pierwsza połowa nie przyniosła bramek, które wisiały w powietrzu. Inna sprawa, że zupełnie nie mógł się odnaleźć w ataku Chicharito, który w drugiej połowie został zmieniony - co okazało się kluczem do sukcesu, Ashley Young wniósł do gry sporo werwy.
Zwycięstwo w Blackburn znacznie przybliżyło MU do obrony tytułu.
Niebiesko-biali mieli w ręku zbyt mało atutów. Jednym z nich był z pewnością posiłek w strefie "hospitality". Tak dobrych dań na ciepło i zupełnie przyzwoitego wina nie spotyka się w Anglii zbyt często.