Atalanta Bergamo - Juventus Turyn 0:2
Juve wygrało pewnie i bez większych ceregieli. Na próżno szukałem w programie meczowym jakichś znajomych nazwisk w zespole gospodarzy.
U zebrzastych Buffon na bramce, Pirlo oraz Vucinic w polu. Jedną z bramek strzelił Szwajcar, co skłoniło mnie do pewnej refleksji: co za fatum nie pozwala Polakom, od czasów Bońka, Żmudy i Koźmińskiego zrobić chociaż mini-karierę w Serie A. Epizody z ostatnich lat mówią same za siebie (Rasiak, Matusiak, Glik) a niejakiego Salamona bodajże Brescia chciała niedawno "na chama" wdusić Sportingowi Lizbona. Ktoś na pewno skontruje mnie Borucem, ale nawet w jego przypadku mamy wiecznie do czynienia z korowodem pt. "kiedy, dokąd i za ile odejdzie".
Tragedia z wejściem na stadion, tłoczyliśmy się w kolejce dobrych 15-20 minut. Niewiadomo było komu taktycznie kibicować, bo spora grupa miejscowych szła za Juventusem.
Tuż za nami siedział ok. 12-letni Włoch i kopał sobie bucikiem w nasze siedziska, powodując dyskomfort. Karcenie wzrokiem zbywał w sposób tyle jawny, co bezczelny. Postanowiłem zaostrzyć środki perswazji, zadając konkretne pytanie: "Czy przestaniesz wreszcie kopać, ty mały włoski s...synu?". Chyba znał polski, bo przestał.
Po meczu szansa na złapanie taksówki była tak mała, że do hotelu udaliśmy się piechotą. Nikt nie powiedział, że kibicowanie to łatwy kawałek chleba.